Cała liturgia Mszy zmierza do zjednoczenia się z Bogiem w Komunii świętej. Kiedy wreszcie ma nadejść ta chwila, modlimy się słowami:
Panie nie jestem godzien, abyś przyszedł do mnie, ale powiedz tylko słowo, a będzie uzdrowiona dusza moja.
Dla wielu ludzi słowa „nie jestem godzien” oznaczają: „Nie przyjmę Jezusa w Komunii, bo już dawno nie byłem u spowiedzi”. Nie wynika z tego bynajmniej, że natychmiast udadzą się po przebaczenie w sakramencie pojednania. Jest to zachowanie podobne do człowieka, który mówi: „Nie poproszę po raz kolejny mojego przyjaciela o pomoc, bo nadużyłem jego zaufania”. Zamiast załatwić ten stary problem i naprawić zło, na nowo odbudowując przyjaźń, taki człowiek utrwala chorą sytuację i w imię fałszywie rozumianej lojalności nie prosi o potrzebną pomoc.
Fatalnie rozumiana „niegodność” w obliczu oddającego nam się w Eucharystii Jezusa, ma miejsce również wtedy, gdy ktoś czuje się zbyt mało święty, żeby przyjąć Komunię. No niby nic tak bardzo złego nie zrobiłem, ale przecież tyle we mnie słabości, złych nawyków, złośliwości wobec innych. Jak mogę taki niedoskonały spożyć Ciało Jezusa?”. To jest postawienie sprawy na głowie. Bo właśnie dlatego, że jestem słabym grzesznikiem, mam przyjąć Chrystusa w Jego świętości i mocy.
Istnieje zależność między Eucharystią i sakramentem pojednania. Nie działa ona tylko w jedną stronę, to znaczy: Muszę najpierw wyznać grzechy, aby móc spożyć Ciało Chrystusa. Zależność ta jest wzajemna! Im częściej i z większą miłością karmię się Komunią, tym dobitniej, uczy doświadczenie niejednego wierzącego, dostrzegam moją grzeszność. Obecność Eucharystycznego Chrystusa w moim sercu jest jak snop światła, który pozwala zobaczyć mroki własnej niewierności, kompromisów z grzechem, odmowy duchowego wzrostu. Wówczas dużo bardziej precyzyjnie potrafię wyznawać swoje winy podczas spowiedzi, ale także z większą skruchą i pokorą jestem w stanie powierzać Bogu codzienne zaniedbania i słabości. Moje sumienie staje się bardziej odporne na jakże często irracjonalne „poczucie niegodności” wobec zaproszenia do spotkania z Jezusem w Komunii. Umiem bowiem odróżniać sytuację ciężkiego grzechu, który tylko zasadnie zamyka mi drogę do Eucharystii, od szarzyzny codziennych przewinień, które tej drogi nie zamykają, chociaż kładą na niej pomniejsze przeszkody.
Trzeba koniecznie zerwać z myśleniem, jakoby sam czas upływający od ostatniej spowiedzi magicznie czynił mnie niegodnym przyjęcia Ciała Chrystusa. Szkodliwy i niemądry jest zwyczaj odstępowania od praktyki Komunii jedynie dlatego, że minęło kilka tygodni od bożonarodzeniowego lub wielkanocnego pojednania z Bogiem w sakramencie pojednania.
Prawdziwy respekt i powaga wobec tego niezwykłego wydarzenia mojego zjednoczenia z Bogiem nie mogą więc polegać na odmowie przyjęcia tego daru w imię swoich grzechów. One są po to, żeby oddać je Panu w spowiedzi, a wszelkie ich pozostałości powierzyć Jego uzdrawiającej miłości poprzez skruchę serca.
Kiedy mówimy: „Panie, nie jestem godzien”, powinniśmy przeżywać te słowa jako przypomnienie, że uczestniczymy w porażająco wspaniałej tajemnicy. Ja, człowiek z krwi i kości, chodzący po ziemi, mam wejść w Nieskończoność samego Boga. Mam się zanurzyć w oceanie Jego świętości i miłości, aby w nim utonąć, umrzeć i na najgłębiej ukrytym dnie odnaleźć nowe, Jego własne życie. Mam się stać świątynią Najwyższego, Jego domem. Jestem zaproszony do dzielenia życia z moim Stwórcą i Panem wszechświata. Ojciec wprowadza mnie, słabego człowieka, do swojego serca, abym tam zamieszkał i by w moich żyłach popłynęła Jego Krew. Taki cud nie może być traktowany jako banalna, tuzinkowa czynność, jak na przykład zjedzenie loda. I właśnie dlatego, świadomi ogromu wciągającej nas Tajemnicy, modlimy się z miłością i powagą: „Panie nie jestem godzien, abyś przyszedł do mnie, ale powiedz tylko słowo, a będzie uzdrowiona dusza moja”. „Dzięki Tobie całe moje życie zostanie zbawione, uratowane i przemienione”.
Wojciech Jędrzejewski OP http://mateusz.pl/mt/wj/fz/30.asp