Kiedy jesteśmy na przyjęciu u bliskiej nam osoby i przychodzi czas życzeń, wtedy najpierw ktoś w imieniu zebranych wygłasza mowę pochwalną i składa życzenia. Potem wszyscy jednym głosem śpiewają „sto lat”, „niech ci gwiazdka pomyślności” itp. Następnie każdy osobiście podchodzi do solenizanta i zamienia z nim kilka ciepłych zdań, dziękując za zaproszenie i życząc wszystkiego, co najlepsze. Niejednokrotnie już w trakcie przyjęcia co bliżsi znajomi dosiadają się do gospodarza, żeby porozmawiać w cztery oczy i cieszyć się jego świętem.
Podobnie dzieje się na Mszy świętej. Kapłan w imieniu Kościoła uwielbia Boga i prosi o Jego łaskę dla zebranych. Wszyscy razem poprzez śpiew i modlitwę dziękują Panu za Jego dobroć i cieszą się Jego obecnością. Ale jest również w trakcie Mszy miejsce na rozmowę w cztery oczy z Panem Jezusem. Na wyrażenie osobistej radości, życzeń, powiedzenie o tym, co słychać, co wydarzyło się dobrego lub przykrego w ostatnim czasie. Jest miejsce na osobiste zwierzenia, czułe spojrzenie.
Tym momentem jest chwila po przyjęciu Komunii świętej, kiedy można usiąść czy klęknąć w ławce, zamknąć oczy i sam na sam pobyć z Panem. Ostatnio stwierdziłem, że nie jest wcale łatwo patrzeć drugiemu człowiekowi w milczeniu w oczy. Spojrzenie gdzieś samo ucieka. Podobnie nie jest wcale prostą rzeczą trwać przed Panem w ciszy, swoimi słowami dziękując Mu za Jego dar, za miłość. Ale bez takich intymnych chwil nie sposób przeżyć Mszy jako czegoś, co jest moje, bliskie. Nie tylko ogólne, dla mas. Gospodarz przyjęcia pragnie, żeby każdy z jego gości poświęcił Mu specjalny czas na spotkanie w „cztery oczy”. W taki sposób celebrujemy Komunię – On trwa w nas, a my w Nim (por. J 17, 23).
Wojciech Jędrzejewski OP http://mateusz.pl/mt/wj/fz/34.asp